40-lecie zespołu Dżem - Katowice Spodek - 30 marca 2019

IMG_20190330_172807_510.jpg

W sobotę 30 marca 2019 roku, w katowickim Spodku odbył się koncert polskiej legendy muzyki rockowej oraz bluesowej, a mianowicie zespołu Dżem. W tym roku zespół Dżem obchodzi 40-lecie swojego istnienia, chociaż jego początki sięgają wcześniej, bodajże... 1973 roku. Jak się w grudniu 2018 roku dowiedziałem od kolegi z pracy, że w Spodku ma być koncert z okazji 40-lecia Dżemu, to się umówiliśmy ekipą i od razu kupiłem sobie bilet na Ticketmasterze. Pomyślałem, że to może być pierwsza (bo nigdy nie byłem na ich koncercie) i ostatnia okazja, by zobaczyć Dżem na żywo. Trzeba korzystać z życia.

Ja nigdy wielkim fanem tego zespołu nie byłem, chociaż dawne składy (i obecny) mógłbym wyrecytować, czy też wymienić ich ważniejsze albumy, ale za fana się nie uważam. Nie znam ich wszystkich piosenek, tylko te najważniejsze przeboje, takie jak : "Whisky", "Czerwony jak cegła", "Złoty Paw", "Harley mój", "Wokół sami Lunatycy", "Autsajder", "Wehikuł czasu", "Naiwne pytania", "List do M", "Sen o Victorii", czy "Do kołyski". Czyli ze mnie taki "fan", że hej.

Przyznaję się też, że nie byłem nigdy w katowickim Spodku na żadnym koncercie rockowym, chociaż w tej hali byłem już kilkukrotnie. Kiedyś (chyba w styczniu 2004 czy 2005 roku) miałem iść z młodszym bratem na Ozzy'ego Osbourne'a, ale ten wariat dostał na urodziny quada i się nim roztrzaskał i chyba złamał sobie nogę, a koncert został odwołany. Już nie chciało mi się jechać znów do Spodka po zwrot pieniędzy i bilety gdzieś leżą w szufladzie. Po tym już byłem sceptycznie nastawiony wobec koncertów, ponieważ bilety do najtańszych nie należą.


Przed koncertem

Koncert miał się rozpocząć o godzinie 18:00, a bramki ochrona miała otworzyć już około godziny 16:00. Powiem Wam, że cały dzień mnie nosiło i nie mogłem się doczekać koncertu. Z domu wyszedłem około godziny 14:00, a w Katowicach przed Spodkiem byłem już parę minut po 15:00. Do otwarcia bramek została godzina i co tu robić. Kolegów ani widu, ani słychu.

IMG_20190330_152129.jpg

Dzień był bezchmurny, ciepły i słoneczny. Ubrałem się w swoje wojskowe spodnie moro i opinacze, na wierzchu koszulka zespołu Queen (bo Dżemu nie mam) z czerwonym napisem i logo zespołu znanym z albumu "A Day at the Races" z 1976 roku. Na to nałożyłem kurtkę typu flyer (tzw. "flek"), kurtkę sił powietrznych USA, którą też w latach 90 w Polsce nosili skinheadzi. Do tego wziąłem na wszelki wypadek bluzę z kapturem, jakby wieczorem miało być zimno i miało padać. W środku też widziałem dziewczynę w koszulce Queen, ale z podobiznami muzyków z okładki albumu "Queen II" czy z teledysku "Bohemian Rhapsody", jak na czarnym tle było widać tylko ich twarze. Widziałem także kilka osób w koszulkach Metalliki, oraz jednego faceta w koszulce The Rolling Stones z tym ich słynnym logo - ustami z wywalonym jęzorem. Z resztą Jurek Styczyński na pasie od swojej gitary też miał to logo The Rolling Stones. Wokół przed Spodkiem gromadziło się coraz więcej prawdziwych fanów Dżemu, ubranych w koszulki zespołu, jeansowe katany z naszywkami, w bandanach czy lub w kapeluszach. Tylko ja ubrany normalnie, w tamtym gronie czułem się jak Alien :)

IMG_20190330_163845.jpg

Około godziny 16:15 ochrona otworzyła bramki i ludzie zaczęli wchodzić do Spodka, ja jeszcze poczekałem około 15 minut i wszedłem do Spodka około 16:30. Oczywiście sprawdzanie biletu, rewizja czy nie wnoszę niebezpiecznych przedmiotów (jedynie klucze od mieszkania) i już byłem na korytarzu Spodka. Wszedłem do góry, a tam co kilkanaście metrów stoisko z jedzeniem i alkoholem. Niektórzy już raczyli się piwem, a ja kupiłem sobie kulturalnie 0,25l butelkę Coca Coli. W zachodnim krańcu Spodka na małej scenie pzygrywał fanowski zespół Dżemu ich największe przeboje z "Do kołyski", "Whisky", "Naiwnymi pytaniami", "Wehikułem czasu", czy "Listem do M" na czele. Około godziny 17:00 wszedłem już na płytę i pozostałem tam do rozpoczęcia koncertu. Oczywiście miałem bilet na płytę, bo jak koncert rockowy to tylko na płycie. Ludzi było mało, więc można było się rozłożyć i usiąść. Dopiero później hala zaczęła się zapełniać. Przed koncertem zrobiłem kilka fotek hali, sceny, a nawet zrobiłem zdjęcie jakiejś parze, która mnie poprosiła o zrobienie zdjęcia :)

IMG_20190330_171628.jpg


Koncert

Koncert rozpoczął się prawie punktualnie, bo kilka minut po 18:00. Na około kwadrans przed rozpoczęciem koncertu, stojący pod sceną fani Dżemu krzyczeli "Jurek! Jurek! ...", gdy na chwilkę na scenę wyszedł Jerzy Styczyński. Jak już była godzina 18:00, to fani stojący bezpośrednio pod sceną zaczęli krzyczeć "Dżem! Dżem! ...", co podłapał cały Spodek i wszyscy zaczęli krzyczeć "Dżem! Dżem!...". Chwilkę później muzycy weszli na scenę i koncert się rozpoczął.

Na powitanie zespół zagrał dwa utwory, których nie znam, po czym na scenę wyszedł konferansjer, dziennikarz Jan Chojnacki znany głównie z Radiowej Trójki, który nas przywitał i prowadził koncert.

IMG_20190330_182555.jpg

Widowisko składało się z dwóch części. W części pierwszej Dżem grał z zaproszonymi gośćmi, byłymi członkami zespołu i współpracownikami. Na scenie pojawili się między innymi: Sebastian Riedel (syn Ryszarda Riedla), Jacek Dewódzki, Andrzej Urny, Jerzy Piotrowski, Michał Giercuszkiewicz, Krzysztof Przybyłowicz, Marek Kapłon, czy pARTyzant. W czasie trwania pierwszej części pojawiły się takie utwory jak: chyba najbardziej znana piosenka Dżemu "Naiwne pytania" (W życiu piękne są tylko chwile... - gdyby ktoś nie kojarzył) w aranżacji ska/reggae, czy też "Harley mój" i chyba także "Wokół sami lunatycy". Jak nie jestem zwolennikiem nagrywania koncertów telefonem komórkowym, tak wyjąłem telefon i nagrałem fragment "Harley'a". Ludzie wokół nagrywali koncert komórkami i niestety też dałem się porwać... aby mieć jakąś pamiątkę. Ale najlepszy był koleś stojący przede mną, normalnie sobie prowadził transmisję Live na Facebooku :D Jak się rozpoczął riff na gitarze rozpoczynający "Harley mój" to wyjąłem telefon i zacząłem nagrywać. Nagrałem chyba dwie pierwsze zwrotki i schowałem telefon. Bardzo dobra atmosfera panowała podczas "Wokół sami lunatycy. Kiedy nadchodziła część refrenu to Maciej Balcar przestawał śpiewać i cała hala ryczała "Lunatycy otaczają mnie!", coś wspaniałego. Szkoda, że tego nie nagrywałem, ale byłem zajęty przeżywaniem koncertu.

IMG_20190330_182559.jpg

Przerwa w koncercie nastąpiła tak chyba około o 19:45 i trwała pół godziny, do około 20:15. W tym czasie wyszedłem szybko na korytarz Spodka i kupiłem sobie dwa piwa, które szybko wypiłem, aby złapać "dobry humor". Podczas trwania pierwszej części wielu ludzi wokół mnie piło piwo w kubkach, tylko ja trzeźwy i o suchym pysku :) Chciałem też kupić sobie pamiątkową koszulkę Dżemu, ale nie mogłem już się tam dopchać. Poszedłem jeszcze do ubikacji i wróciłem na płytę. Ludzi było mało, to rozłożyłem kurtkę na ziemi i usiadłem. Około 5 minut później rozpoczęła się druga część koncertu.

IMG_20190330_204825.jpg

W drugiej części koncertu grali już tylko obecni członkowie Dżemu i pojawiły się bardziej znane utwory Dżemu. Podczas grania "Ballady o dziwnym malarzu" na pionowych telebimach ustawionych po obu stronach sceny, ale także na ekranie postawionym na scenie za grającymi muzykami, pojawiały się zdjęcia Ryśka Riedla. Kiedy pierwszy raz pojawiło się zdjęcie Ryśka to publiczność żywo zareagowała. Od razu ruszyły telefony w górę, chciałem zrobić chociaż fotkę, ale... nie zrobiłem tego. Pod koniec koncertu, podczas grania ballady "Sen o Victorii" pojawiły się zdjęcia Pawła Bergera, tragicznie zmarłego w styczniu 2005 roku, kiedy to bus zespołu Dżem wypadł z drogi w okolicach Rzeszowa. W tym przypadku publiczność żywiołowo zareagowała, a ja... się popłakałem (tego nie było, to się wytnie). Wtedy wyjąłem telefon i trochę nagrałem "Snu o Victorii", aby mieć pamiątkę. Bardzo emocjonującym momentem była piosenka "Do kołyski". Jak tylko rozpoczęło się intro piosenki, to wyciągnąłem telefon i zacząłem nagrywać. Wielu ludzi wokół to nagrywało i cała hala śpiewała. Podobnie było także ze "Snem o Victorii", "Listem do M", "Wehikułem czasu", "Whisky", czy "Czerwonym jak cegła". Swoich filmów nie zamierzam wrzucać na YouTube, z resztą już wielu innych uczestników powrzucało na YT swoje filmy z telefonów na YT, wystarczy wpisać frazę Dżem 40 lecie Spodek - 30 marca 2019.

Pod koniec koncertu wyszedł Jan Chojnacki i oznajmił, że to koniec koncertu, ale zespół nie zagrał ich największych przebojów : "Whisky", "Czerwony jak cegła" i "Wehikuł czasu", więc niemal pewne było, że będą bisy. W tym czasie na scenę wprowadzono tort z płonącymi sztucznymi ogniami i wtedy Chojnacki powiedział, że oficjalnie zaśpiewamy "Sto lat!" i cała hala zaczęła śpiewać "*Sto lat, sto lat, niech żyją żyją nam!". Miałem to nagrywać na telefonie, ale nie jestem walnięty. W tym czasie z obu boków wsceny z góry poleciały konfetti i brokat, w którym byłem jeszcze w domu po powrocie z koncertu. Jeszcze jeden pozłacany kawałek konfetti wleciał mi do kieszeni spodni i który odkryłem dopiero po powrocie do domu. Ładnie, wynosi się konfetti ze Spodka! Chyba już po tym Chojnacki zapowiedział, że zespół zrobi sobie selfie ze sceny z publicznością. Niestety ja stałem z lewej strony, vis a vis tego filara z rusztowania po lewej stronie i pewnie na zdjęciu nie wyjdę. Po tym zaczęły się bisy. Rozpoczęli jak dobrze pamiętam od "Wehikułu czasu", potem "Czerwony jak cegła" i na koniec zostawili "Whisky".

Była wtedy już około 22:10 jak się koncert skończył i zacząłem się zbierać, z resztą wielu ludzi też, bo za pół godziny miałem ostatni autobus do Dąbrowy Górniczej. Jakbym na niego nie zdążył to jeszcze miałem ostatni pociąg o ok. 23:45. A jak nie to... taksówka, albo... nocowanie na dworcu i udawanie, że się czeka na pierwszy pociąg o 4 rano. :) Jeszcze na odchodne zrobiłem zdjęcie Spodka, ale trochę zrąbałem sprawę, bo mogłem zrobić jeszcze jedno z dalszej odległości i z zielonym podświetleniem.


IMG_20190330_220815.jpg

Wrażenia z koncertu.

Szczerze mówiąc to nie wiem, bo nie mam skali porównawczej. Nigdy nie byłem na koncercie w zamkniętej hali (Spodek i inne, tylko w plenerze) i nigdy nie byłem na Dżemie. Jakoś nigdy nie miałem okazji.

Muszę przyznać, że koncert wyszedł zajebiście. Nagłośnienie było bardzo dobre, wszystko było słychać idealnie. Nie było za cicho i nie było przesterów. Realizatorem dźwięku, ani technicznym nie jestem, więc się wypowiadać nie będę, bo się na tym nie znam. Ale pod względem nagłośnienia było bardzo dobrze. Na pewno na koncertach pod otwartym niebem (w tym na stadionie) jest inaczej, ponieważ fala dźwiękowa rozchodzi się inaczej, a w Spodku odbija się ona od ścian hali. Tak czy inaczej, jeszcze przez dwa dni chodziłem oszołomiony i dudniło mi w uszach. Maszyna, przy której "pracuję" w robocie to jest pikuś. Współczuję wszystkim muzykom, którzy koncertują i muszą robić w takich warunkach. Jakby nie było, pracują oni w warunkach szkodliwych.

Nie spodziewałem się po chłopakach jakiegoś wielkiego show, ze względu na rocznicę obchodów działalności zespołu i trzeba przyjąć poprawkę na wiek niektórych członków zespołu jak np. najstarszy w zespole Janek "Beno" Otręba, który powoli dobiega 70-ki (1951 rocznik). Metryki nie da się oszukać. Na szczęście chłopaki zagrali świetny koncert, który trwał prawie 4 godziny. Jurek Styczyński momentami czarował takie solówki na swojej gitarze, że by się nie powstydził David Gilmour z Pink Floyd, który często improwizował na koncertach.

IMG_20190330_221235.jpg

Bardzo dobrze w roli showmana spisał się wokalista zespołu Maciej Balcar, który jak Freddie Mercury podczas koncertów Queen dawał śpiewać publiczności. Jednym z pionierów tego trendu był właśnie zespół Queen, który zauważył jak publiczność śpiewała ich piosenki podczas koncertów (taką ikoniczną piosenką stała się "Love of my life" z płyty "A Night at the Opera" z 1975 roku, którą śpiewało równocześnie kilkadziesiąt tysięcy gardeł). Również pomiędzy piosenkami Maciej Balcar, niczym Freddie Mercury podczas koncertów zespołu Queen, improwizował takie śpiewane frazy (np. "eeeeeeeeeooooooooo"), po czym publiczność to powtarzała. Chciałem nagrać na telefonie pierwszy taki moment, który miał miejsce podczas pierwszej części koncertu, ale nie zdążyłem. Później były chyba dwa takie momenty, ale do tego pierwszego się nie umywały. Oczywiście Maciej Balcar to nie Freddie Mercury, ale i tak było zajebiście. Zwłaszcza jak to było w częściowo zamkniętym pomieszczeniu, jakim był katowicki Spodek, więc fale dźwiękowe nie miały gdzie się rozprzestrzenić.

Powiem Wam, że stanie na płycie pod sceną (jak koncert to tylko na płycie blisko sceny, to nie teatr albo kino) w wojskowych opinaczach prawie 4 godziny dało swoje. Tak mnie nogi... bolały. Gdy wracałem autobusem do domu i w końcu sobie usiadłem, to czułem jak mi nogi pulsują i nie mogłem się doczekać aż wrócę do domu. Tego dnia też odpaliłem Actifita, aby zobaczyć ile kroków mi naliczy podczas koncertu i byłem zdziwiony. Naliczył mi 21000, czyli średnio tyle ile bym wyciągnął w pracy. Gdybym w sobotę poszedł rano do roboty, to pewnie bym wyciągnął ze 40k, ale... Do domu bym chyba wracał karetką, albo taksówką :D

Było świetnie i nie żałuję, że miałem jeszcze okazję obejrzeć legendę na żywo.


Wszystkie zdjęcia są moje.